niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział X

Sakura

Półtora roku wcześniej...

Siedziałam na świetlicy w zachodniej części szpitala, gdzie mieścił się zamknięty oddział psychiatryczny. Przeniesiono mnie do niego już jakieś dwa miesiące temu niedługo po moim wybudzeniu ze śpiączki. Zbyt często wspominałam o miejscu z którego tak naprawdę pochodziłam, dlatego uznano, że cierpię na chorobę urojeniową. Polega ona na tym, że człowiek sobie coś wmawia i myśli, że żyje w iluzji, którą sam wymyślił. Osobiście uważam, że to oni sobie coś uroili, ale nieważne ile razy próbuje im udowodnić swoją rację, kończy się na tym samym i wychodzi na to, że naprawdę sobie wszystko wymyśliłam. Jestem naprawdę w beznadziejnej sytuacji, ale muszę sobie jakoś poradzić jeśli chce znaleźć odpowiedzi na moje pytania. Oczywiście zakładając, że wytrzymam z tymi prawdziwymi czubkami. Od dnia, w którym dr.Night uratował mnie przed tamtym zboczeńcem widzimy się niemal codziennie. Dzień w dzień przychodzi na ten oddział by ze mną porozmawiać i upewnić się, że moje leczenie robi postępy. Czasem jest to upierdliwe, ale cieszę się, że mam tutaj kogoś z kim mogę normalnie porozmawiać. 
Czas leciał do przodu, aż minął rok. Miałam 17 lat, kiedy miałam zostać wypisana ze szpitala, ale jak na złość pojawił się kolejny problem... Mój aktualny wiek, brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny, jak i zaplecza finansowego nie pozwalało na samodzielne życie. Jedynym wyjściem było wysłanie mnie do sierocińca i liczenie na to, że ktoś zechce mnie przygarnąć. Kiedy myślałam, że nie ma już dla mnie nadziei, na oddział jak zawsze zawitał dr.Night tym razem składając mi pewną propozycje.
 - Chciałabyś ze mną zamieszkać? - kiedy zadał te pytanie z początku nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam zakłopotana wiedząc, że mogę być dla kogoś kłopotem, zaś z drugiej strony czułam się przeszczęśliwa. Wiedziałam, że ten człowiek jest moim jedynym sprzymierzeńcem i że na niego mogę liczyć. On jako jedyny przez ten cały czas nie patrzył na mnie jak pozostali na te inne, przebywające tutaj dziwolągi. Jednak mimo tego wciąż czuję się niepewnie. Czy warto zaryzykować? Pytałam sama siebie szukając jeszcze więcej "za" i "przeciw" przy tym patrząc na szatyna, aż w końcu zdecydowałam się podjąć ostateczną decyzję. 
 - To będzie dla Ciebie spory kłopot. - zaczęłam chcąc go uświadomić o tym, że ze mną nie będzie miał lekko. 
 - Możliwe, ale myślę, że sobie poradzimy. - mówiąc to wydawał się być pozytywnie nastawionym człowiekiem. Delikatny uśmiech, który gościł na jego twarzy działał kojąco na moje nerwy, dlatego już śmielej postanowiłam się dowiedzieć czegoś więcej. 
 - A twoja rodzina? - na to pytanie na krótką chwilę umilkł. Z jego twarzy mogłam wyczytać, że nie powinnam o nią pytać, ale naprawdę jestem ciekawa, jak na to zareaguje jego rodzina. W końcu jest młodym mężczyzną. Na pewno ma dziewczynę, albo żonę z którą mieszka. A nawet jeśli jeszcze się nie ustatkował może mieszkać z rodzicami i rodzeństwem, zakładając, że takowe posiada. Nie jestem pewna czy sam powinien podejmować takie decyzje, jak przygarnięcie mnie pod swój dach. 
 - Ona jest nieistotna. - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się już wymuszony uśmiech. 
 - Przepraszam, zepsułam atmosferę. Nie powinnam o to pytać, bo chyba zepsuło to Ci humor. - westchnęłam spuszczając głowę w dół.
 - Nie, nie... To nie tak. - tłumaczył się machając dłonią. - Jakby to ująć... Ja po prostu nie za bardzo przepadam za swoimi rodzicami. Od rozpoczęcia studiów wyprowadziłem się z rodzinnego domu i zamieszkałem razem z narzeczoną w jednym domu. 
 - Masz narzeczoną? 
 - Raczej miałem. - posłał smętny uśmiech. Czułam się naprawdę głupio, że też nie wzięłam tego pod uwagę... Jestem naprawdę idiotką.
 - Przepraszam Ja... 
 - Spokojnie, nic się nie stało. - odparł czochrając mnie po głowie. - To jak chcesz ze mną zamieszkać?
 - Naprawdę mogę?
 - Naprawdę. - kiedy odpowiedział upewniając mnie co do jego propozycji moje oczy momentalnie zaszkliły się, aż poleciały pierwsze łzy. Nie wiedziałam, jak mam mu dziękować. Rozryczałam się na dobre, a on w przyjacielskim geście przytulił mnie by schować przed światem moje łzy.
Następnego dnia po wypełnieniu multum papierów opuściłam szpital zostając adoptowaną przez Night'a. Od tamtej chwili kazał mi się nazywać po imieniu i nadał swoje nazwisko. Kiedy pierwszy raz zawitałam do jego domu zaniemówiłam, ponieważ był to dość spory budynek i w dodatku cały należał do nas. Przez pierwszy tydzień mój brat wziął ze względu na mnie wolne i jeździliśmy na zakupy, by uzupełnić moją garderobę i umeblować mój nowy pokój. Dowiedziałam się mnóstwo nowych rzeczy i dostałam również określone obowiązki. Jednym słowem zaczęłam żyć, jak inni tutejsi ludzie. Kiedy owy tydzień dobiegał końca do naszego domu zawitali rodzice Night'a, którzy najwyraźniej dopiero niedawno dowiedzieli się o tym, że mnie adoptował. Mój brat zaprosił ich do salonu, a mnie poprosił o to bym poszła do swojego pokoju. Po tym jak podał im herbatę zaczęli poważnie rozmawiać o ile to można było nazwać rozmową. Choć Night wyraźnie prosił mnie bym poszła do swojego pokoju coś mnie podkusiło i postanowiłam podsłuchać rozmowę stojąc za drzwiami tak by w razie czego móc się ponownie schować. 
 - Czyś Ty oszalał!? - wykrzyczała dość głośno matka. Po jej głosie mogłam śmiało stwierdzić, że była wściekła. - Jak mogłeś przygarnąć tą dziewuchę i w dodatku wydawać na nią pieniądze!?
 - Uspokój się i nie krzycz. Nie chcę, by Sakura Cie usłyszała. - powiedział Night spokojnie popijając herbatę. 
 - A niech usłyszy! Może się wyniesie! - wykrzyczała jeszcze głośniej. 
 - Synu zrozum. My chcemy dla Ciebie dobrze. Nie możemy pozwolić Ci na takie zachowanie. Jeśli chciałeś zaadoptować tą dziewczynę należało z nami o tym porozmawiać. - wypowiedział się ojciec, który choć wydawał się być spokojny i opanowany wyglądał na konsekwentnego człowieka. 
 - Tylko po co? - zapytał brat.
 - Jak to po co? Wypadałoby należycie przemyśleć taką decyzję biorąc pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw" 
 - Wystarczy, że ja już to zrobiłem. Nie ma potrzeby żebyście ze mną podejmowali takie decyzję. Zresztą i tak wiem, że nie zgodzilibyście się na coś takiego.  
 - Oczywiście, że nie! Ta dziewczyna nie ma żadnej pozycji społecznej i na dodatek była w psychiatryku. Pozwoliliśmy Ci zostać lekarzem, ponieważ chciałeś pomagać ludziom, ale to nie znaczy, że każdego masz do siebie przygarniać! - ponownie wypowiedziała się matka.
 - To moja sprawa co robię. 
 - Nie tylko twoja. Zastanów się nad tym co robisz i jaki to ma cel. Przez twoje posunięcie ludzie mogą dziwnie patrzeć na naszą rodzinę. Po za tym ta dziewczyna nie przyniesie nam żadnych korzyści. - stwierdził starszy człowiek. Teraz zaczynam mniej więcej rozumieć, dlaczego Night nie przepada za własnymi rodzicami. Ci ludzie są całkowitymi materialistami i nie widzą innych wartości. Dziwię się, że przy nich nie wyrósł na takiego samego człowieka. Ciekawe co otworzyło mu oczy...?
 - Damy Ci trzy dni do tego czasu masz wybrać. Albo my, albo Ona. - postawiła ultimatum. 
 - Layla nie przesadzasz? - zapytał mąż żony.
 - Nie kochanie. Chce by nasz syn zdecydował co dla niego ważniejsze, a więc Night jak brzmi twoja odpowiedź? - to okrutne, jak można stawiać swojego syna w takiej sytuacji? Nie rozumiem... Świadomość, że to ja jestem przyczyną tej kłótni naprawdę mnie dobija. Teraz wiem, dlaczego brat kazał mi iść na górę.
 - Layla powiedziałaś, że damy mu trzy dni, a już każesz mu odpowiadać? To niedorzeczne.  
 - Wiecie co!? - wykrzyczał uderzając pięścią w stół wstając ostro wkurzony. A więc w końcu wyczerpali jego cierpliwość? Jeszcze nigdy nie widziałam takiego szatyna i wygląda na to, że jego rodzice również go takiego dawno nie widzieli, ponieważ zwłaszcza matka wyglądała na przerażoną jakby w ogóle się takiego zachowania po swoim synu nie spodziewała. Filiżanki z herbatą mimowolnie przewróciły się wylewając zawartość po czym spadając o ziemię roztłukły się na niewielkie elementy. - Mam Was dość! Jeśli macie się tak zachowywać natychmiast wynoście się z naszego domu i nigdy nie wracajcie! Odkąd zaadoptowałem Sakure jest Ona dla mnie rodziną! W zasadzie odkąd Ją poznałem wydawała się mi nią być, ponieważ rozmawiała ze mną i poświęcała mi więcej uwagi niż Wy kiedykolwiek indziej! Zależny Wam tylko na interesach! Napełniacie mnie obrzydzeniem rozumiecie!? Brzydzę się Wami, więc naprawdę opuście już to miejsce! 
 - Ale Night... - próbowała wtrącić pani Layla, ale na próżno.
 - Ucisz się! Chciałaś odpowiedzi to ją dostałaś, a teraz wyjdź... - usiadł z powrotem na sofie załamując ręce czekając aż rodzice wyjdą. Nie mogłam już na to patrzeć. Czułam się okropnie, jakby w moje serce powoli wbijał się nóż. Bez większego wahania wbiegłam do pomieszczenia omijając jego rodziców mocno obejmując siedzącego Night'a. Było mi naprawdę przykro, że ze względu na mnie pokłócił się z rodziną - Sakura...? - wypowiedział zszokowany moje imię. 
 - Przepraszam, że nie zrobiłam tego co kazałeś, ale kiedy usłyszałam te krzyki nie mogłam po prostu pójść... - wyszeptałam. - Tak mi przykro, że musiałeś stawać w mojej obronie. 
 - To twoja wina, że na nas nakrzyczał! - wykrzyczała kobieta doskakując do mnie przy tym odciągając mnie od swojego syna szarpiąc. Wszystko trwało kilka sekund. Ni stąd ni zowąd pani Layla została spoliczkowana przez własnego męża i zaciągnięta na zewnątrz. Od tamtej pory w ogóle nie wiedziałam się z rodzicami Night'a, aż do dzisiejszego dnia. 


Powrót do teraźniejszości


Patrząc na nich z niewielkiej odległości mogę śmiało stwierdzić, że Ci ludzie nic się nie zmienili od tamtego dnia. Większość z przebywających tutaj gości ma złowieszczą, wywyższającą się aurę czekającą tylko na swoją ofiarę, którą by mogli pożreć. Jestem tu zaledwie kilka chwil, a już wiem jaka panuje tu zasada. Mimo, że się o tym otwarcie nie mówi na pierwszy rzut oka widać, że panuje tu pewien podział na klasy społeczne. Najwyżej usytuowani mają największą władzę, natomiast pozostali są tylko pionkami w grze, którymi wyższa sfera może się posłużyć. To naprawdę przerażające miejsce. Nigdy nie wiesz czy ktoś jest twoim sprzymierzeńcem, czy też wrogiem. Współczuje Sasuke, że musi żyć w takim otoczeniu, ale nic na to nie poradzę. Najważniejsze jest to, że udało nam się tu przetrwać. 
 - Czyż to nie towarzyszka Sasuke? - usłyszałam głos pewnej blond włosej kobiety ubranej w elegancką fioletową sukienkę stojącej obok pani Layly. Matka Night'a również słysząc jej słowa łącznie z mężem i ich towarzystwem zwrócili się w moją stronę bacznie ilustrując moją postać. Czułam się nieco nieswojo, ale nie zamierzałam uciekać. wiedziałam, że takim zachowaniem mogłam przynieść wstyd Sasuke. Gdyby wzrok mógł zabijać na pewno już bym nie żyła. Pani Layla mnie nienawidzi i bardzo dobrze o tym wiem. Gdyby Night był w pobliżu na pewno nie pozwoliłby jej mnie skrzywdzić, ale teraz jest inaczej. Jestem na ich terytorium i muszę sama się obronić  przy tym nie dając się wyprowadzić z równowagi, by nie zniszczyć przyjęcia. - Może zechcesz się przyłączyć do naszej rozmowy? - zaproponowała posyłając w moją stronę ciepły uśmiech. "Dziwne" pomyślałam. Nie przypuszczałam, że ktokolwiek z tego towarzystwa może mieć taką delikatną, pełną ciepła aurę. Czyżbym źle zrobiła wkładając tych wszystkich ludzi do jednego worka? To się okaże. 
 - Jeśli nie będzie to problemem to z przyjemnością się przyłączę. - odpowiedziałam ku "uciesze" rodziców mojego brata. Z lekkim niepokojem podeszłam bliżej zupełnie nie wiedząc o czym mam rozmawiać z tymi ludźmi. Mogłam to przewidzieć i grzecznie odmówić, ale jakoś dziwnie się czułam cały czas stojąc sama jak kołek. 

 - Jestem Mariel Devans, a to mój mąż Eric - wskazała gestem dłoni na wysokiego szatyna o piwnych oczach i lekko opalonej karnacji, który lekko się kłaniając ucałował moją dłoń na powitanie. - Para po naszej prawej stronie to państwo Hikari - pani May i pan Shun, zaś po lewej to państwo Soushi - pani Layla i...
 - Pani Devans, przepraszam że przerywam, ale już znam państwo Soushi. 
 - Ojej! Naprawdę? - zadała pytanie retoryczne. - Nie miałam zielonego pojęcia, że ktoś Cie tu zna.  - Nic się nie stało. Przepraszam za mój brak manier. Jeszcze się nie przedstawiłam, więc pozwolą państwo, że teraz to zrobię. - kiedy miałam zacząć się przedstawiać czułam jak wzrok matki Night'a wierci mi dziurę w brzuchu. Dobrze wiedziałam o co jej chodziło i chociaż jej nie lubię postanowiłam spełnić jej niewypowiedzianą prośbę. - Nazywam się Haruno Sakura i jestem koleżanką z klasy Sasuke.
 - Sakura to bardzo śliczne imię. Idealnie odzwierciedla twój wygląd. Twoi rodzice muszą być dumni z takiej ślicznej córki. - słysząc te słowa z zakamarków pamięci powoli przypominałam sobie twarze moich rodziców. Nie zdawałam sobie sprawy, że w tym momencie wyglądałam jak porzucone zwierze przez swojego pana. Tęskniłam za rodzicami, a ich obraz wyryty w mojej pamięci sprawiał, że czułam kłucie w sercu zupełnie jakby ktoś wbijał mi w nie igły. 
 - Panienka Haruno nie ma rodziców. - wtrąciła pani Layla wyrywając mnie z zamyśleń. Nie wiedziałam czy powiedziała to żeby mnie poniżyć, czy zrobiło jej się mnie żal, ale wiem jedno... Nie zamierzam teraz tego drążyć. 
 - Przepraszam, nie wiedziałam. - zmartwiła się blondynka. - Nie chciałam wprawiać Cie w zakłopotanie. 
 - Spokojnie, nie ma się czym martwić. - uśmiechnęłam się ukrywając swój smutek głęboko w sobie.  - Ach! Musi być Ci ciężko Sakuro. Tak bardzo chciałabym mieć córkę, ale niestety mam tylko jednego syna, który jest taki poważny, że nawet lama by się przy nim zanudziła na śmierć.
 - Kochanie nie przesadzaj... - zwrócił jej uwagę mąż uśmiechając się w zakłopotaniu.
 - Ale to prawda! Kyousuke naprawdę taki jest. 
 - Tak, tak... - przyznał jej racje. - na co większość z naszego kręgu towarzystwa się podśmiewała pod nosem. Widać nie tylko mnie to rozśmieszyło, nawet pani Layla potrafi się uśmiechnąć. 
Czas powoli płynął, a ja powoli odnajdywałam się w starszym towarzystwie. Nawet zamieniłam parę słów z rodzicami mojego brata przy pomocy pani Mariel, która najwyraźniej zauważyła, że między nami jest napięta atmosfera. Naprawdę nie spodziewałam się, że ta pani będzie tak miłą kobietą. Chciałabym z nią móc dłużej porozmawiać, ale los chciał by mój partner powrócił. 
 - Sakura. - usłyszałam głos bruneta odwracając się w jego stronę. - Szukałem Cie. Widzę, że znalazłaś sobie towarzystwo, choć zgaduję, że to zasługa pani Mariel.
 - Sasuke-chi nie przesadzaj. - zwróciła się do niego posyłając pogodny uśmiech. - Masz bardzo uroczą partnerkę.
 - To prawda, dziękuję. Drugiej się takiej nie znajdzie. - Czy on właśnie mnie skomplementował odpowiadając przy okazji pani Mariel? Zastanawiałam się, kiedy na mojej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, a moje serce mocniej zabiło. To niesamowite, że nawet takie niewielkie słowa potrafią sprawić, że czuję się dowartościowana, nawet jeśli to co powiedział było zwykłym kłamstwem zagranym przed tutejszymi gośćmi. - Przepraszam muszę przywitać jeszcze paru gości, więc pozwólcie, że zabiorę ze sobą moją partnerkę. 
 - Ależ oczywiście. Bawcie się dobrze i pamiętaj dbaj o Sakure Sasuke-chi. 
 - Postaram się. - odpowiedział na odchodne podając mi przy tym dłoń. - Chodźmy. 
 - Dziękuję za czas spędzony razem i do zobaczenia. - pożegnałam się lekko się kłaniając po czym udałam się z brunetem do innych gości, z którymi miał coś do załatwienia. Nie powiem by mnie to zbytnio interesowało, ale przecież jestem jego partnerką i nie mogę go samego zostawić. Nie chce nawet myśleć jakby to wyglądało w oczach gości. Śmiało mogłabym być pewna, że duma Sasuke zostałaby bardzo zszargana, a na to nie mogę pozwolić.


Naruto

     
Siedziałem dłuższy czas w swoim apartamencie z gitarą w ręku dopisując co jakiś czas nowe słowa piosenki, które być może w połączeniu z muzyką staną się wśród młodzieży przyszłym hitem mojego zespołu. Kiedy ukończyłem moje dzieło odkładając gitarę udałem się na balkon skąd widok na tutejsze niebo był niezbyt zachwycający, ale za to główna dzielnica miasta prezentowała się znakomicie. Ozdobione kolorowymi migającymi światłami i innymi gadżetami ulice nad miastem tworzyły łunę, której nigdy bym nie był wstanie zobaczyć w mojej rodzinnej wiosce. A skoro o niej mowa... Ciekawe co porabia Hinata? Zastanawiałem się przypominając sobie jej zawstydzoną twarz znikającą w oddali. Na samo to wspomnienie moje serce przyśpieszyło wydając z siebie dość głośny charakterystyczny dźwięk przy każdorazowym uderzeniu. Postanowiłem, że tego nie schrzanię i zamierzam dotrzymać słowa, nawet jeśliby miało mnie to zabić. Postaram się i nie pozwolę nikomu wejść sobie w drogę, ponieważ dano mi szansę, której już nigdy w życiu ponownie mogę nie dostać. 


Hinata   


Dojeżdżałam już pod rezydencje rodziny Mikage, gdzie trwało przyjęcie, w którym miałam brać udział. Brakowało już zaledwie paręnaście metrów do celu, kiedy niemal doprowadzając kierowcę do zawału zrezygnowana powiedziałam:
 - Proszę zawrócić. 
 - Słucham? - zapytał nie dowierzając w to co słyszy.
 - Zawróć. Chcę wracać do domu. 
 - Ale panienko... Jesteśmy zaledwie rzut kamieniem od rezydencji państwa Mikage. 
 - Nic nie szkodzi. Wracajmy. 
 - Jak sobie panienka życzy. - odpowiedział zawracając przy najbliższym wjeździe. 
Co ja najlepszego wyprawiam? Pytałam sama siebie w myślach uświadamiając sobie co właśnie zrobiłam. Dobrze wiem, że nic dobrego nie wyniknie z podjętej przeze mnie decyzji, a jednak i tak zdecydowałam się zrezygnować z udziału w przyjęciu. Jestem pewna, że nie ujdzie mi to płazem i rodzice na pewno nie będą z tego zadowoleni, ponieważ wysyłając mnie tu pokładali we mnie nadzieje, a Ja ulegam własnemu kaprysowi, jak rozpieszczone dziecko. Ale ja naprawdę tak nie mogę... W głębi serca czuję co jest słuszne i nie chcę poślubić Sasuke, ponieważ wiem, że kocham Naruto! Ale moja pozycja w tym świecie nie pozwala mi na samowolę i nie mogę samodzielnie decydować z kim chce być. To okrutne... Stwierdziłam zaciskając dłonie w pięści, które zacisnęły się na mojej kremowej sukience. Zawdzięczam tyle mojej rodzinie, dlatego spełniam wszystkie należyte mi obowiązki, ale czy nie mogę prosić ten jeden raz o trochę wolności? Tylko raz proszę dajcie mi samodzielnie wybrać. Prosiłam nadal w myślach mając złudną nadzieję, że moje prośby ktoś usłyszy. 
 - Boże jeśli istniejesz pomóż mi. Proszę tylko ten jeden raz. Niech zdarzy się cud! - wykrzyczałam nieświadomie na głos zalana łzami na co kierowca chwilowo spanikował już po chwili się uspakajając biorąc przy tym głęboki oddech. Kiedy zorientowałam się, że ostatnie zdania wykrzyczałam na głos zrobiło mi się bardzo głupio. Szybko otarłam łzy wpatrując się w nocny krajobraz za oknem. Nagle poczułam bardzo silny wstrząs i równie silny ból, który przeszywał moje ciało. Przez chwile nie wiedziałam co się stało, kiedy zauważyłam małe krople krwi kapiące z mojej głowy na jasną sukienkę. Z wielką trudnością rozejrzałam się dokoła i wtedy ją dostrzegłam... Postać o długich blond włosach, która gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały odwróciła się znikając gdzieś w oddali. Powoli mój obraz zaczynał się rozmazywać, a ciało zastygło bez ruchu. Widząc, że kierowca ma spore rany i jest nieprzytomny resztkami sił odpięłam pasy i sięgnęłam po telefon, który upadł, gdy auto zostało uderzone. Ledwo wybrałam ostatni numer jaki jeszcze tego dnia zapisałam będąc w szkole czekając na połączenie. 


Naruto 

Dochodziła północ, a ja dopiero wchodziłem z powrotem do środka apartamentu zamykając szczelnie za sobą szklane drzwi. Odruchowo spojrzałem na komórkę, która już paru dobrych sekund brzęczała. Pewno Rico próbuje się do mnie dodzwonić, aby powiedzieć mi o jakiejś bzdecie. Pomyślałem ignorując telefon, który nadal dzwonił. Nie wiem co on sobie myśli wydzwaniając o takiej godzinie, ale jakoś mało mnie to obchodzi. Już parę razy dałem się złapać na nocne telefony, a później pierniczył mi o głupotach przez co najmniej 2 godziny. 
 - Wybacz braciszku, ale nie che mi się z tobą dziś gawędzić. - zaśmiałem się na głos szykując się do spania. Po paru minutach, kiedy telefon dzwonił któryś raz z kolei coś mnie tknęło i wziąłem go w dłoń z zamiarem wyłączenia. Byłem wkurzony, że jego pierdoły są tak ważne, by zakłócać mi spokój. W końcu chce się wyspać, a on mi tu wydzwania. Kiedy miałem już wyłączyć telefon zaniemówiłem, gdyż na wyświetlaczu nie pojawiło się imię mojego brata lecz granatowowłosej dziewczyny o której dziś tyle myślałem. Lekko podenerwowany słysząc swe własne bicie serca nacisnąłem zieloną słuchawkę przykładając owy sprzęt do ucha. 
 - Hinata? - wypowiedziałem pytająco jej imię nie słysząc jej głosu. 
 - Naruto... Pomóż mi... proszę... - powiedziała słabym zachrypniętym głosem od płaczu. Kiedy tylko usłyszałem jej łamliwy głos od razu wiedziałem, że stało się coś strasznego. Hinata nigdy nie była osobą płaczącą bez powodu, więc na pewno nie jest wesoło. 
 - Gdzie jesteś? - zapytałem. Zdawałem sobie sprawę, że w tej chwili nie ma sensu pytać o szczegóły. Wolę wszystkiego dowiedzieć się na miejscu, by nie tracić niepotrzebnie czasu.  
 - To chyba obrzeża dzielnicy Shibuya zachodnia strona... - zdążyła powiedzieć po czym usłyszałem głośny kaszel i stukot upadającego telefonu. Od tej pory choć próbowałem się z nią skontaktować nie było żadnego rezultatu. Nie wiedziałem co naprawdę u niej się stało, ani czego mam się spodziewać. Jedyną myślą w mej głowie była myśl, by się pośpieszyć. Dlatego jak najszybciej biorąc telefon i portfel wskoczyłem w buty i narzuciłem ciepłą kurtkę czym prędzej wybiegając z apartamentu. W tym samym czasie na korytarzu w stronę swojego pokoju szedł z głową w chmurach Matsuda, który widząc mnie w kurtce natychmiast się zatrzymał stając mi na drodze. 
 - Wybierasz się gdzieś? - zapytał z poważną miną.
 - Śpieszę się, więc zejdź mi z drogi. - warknąłem chcąc przejść, kiedy ten złapał mnie za ramię. 
 - Wracaj do swojego apartamentu. To nie czas na zwiedzanie okolicy. 
 - Nie mam czasu na dyskusje z tobą. Muszę się pośpieszyć. - przepchnąłem go idąc dalej.
 - W tej chwili tu wracaj Naruto! - wykrzyczał wściekły - Najpierw robisz mi wykłady, że mam się należycie wywiązywać ze swoich obowiązków, a sam nie dajesz mi ich wykonywać! Moim obowiązkiem jest dbanie o zespół, nie mogę pozwolić by jego członek urządzał sobie przechadzki o tak późnej godzinie w pojedynkę bez żadnej ochrony! 
 - Matsuda... - zdziwiłem się słysząc jego pełen determinacji głos. Dobrze wiedziałem, że zawsze tylko ja sprawiam mu kłopoty, ale nie potrafiłem zachowywać się inaczej. Prawda jest taka, że Matsuda został menadżerem naszego zespołu ze względu na prośbę moich rodziców, ponieważ zbyt bardzo bali się puszczać swoje adoptowane dziecko w świat. Zanim się pojawiłem w zespole to Light - perkusista zespołu pełnił też funkcje menadżera. Tak więc łatwo można dojść do wniosku, że głównym zadaniem Matsudy jest dbanie o mnie. Nie chciałem tego zaakceptować, więc nawet jeśli starałem się dobrze uczyć to nie mogłem znieść faktu, że ktoś nade mną stoi i parzy na każdy mój najmniejszy ruch. Zupełnie jakbym już nie był samodzielny. Ale teraz postaram się go zaakceptować i pozwolę mu sobie pomóc. - W takim razie choć ze mną. - powiedziałem z uśmiechem na ustach ruszając dalej w drogę. Zgodnie z moimi przypuszczeniami mój menadżer ruszył za mną mimo tego, że był w samym garniturze. Kiedy wybiegliśmy na zewnątrz hotelu jak opętany rozglądałem się na lewo i prawo za kursującą taksówką. Na szczęście w tej dzielnicy o nią nietrudno, więc od razu udało nam się jedną chwycić i zająć w niej odpowiednie miejsce. Wtedy na spokojnie mogłem porozmawiać z moim menadżerem o bezzwłocznym problemie, kiedy kierowca ruszył w drogę do zachodniej części dzielnicy Shibuya.
 - Powiedz mi Naruto po co my właściwie jedziemy teraz do Shibuyii? Co jest tak pilnego, że akurat o tej godzinie musisz tam jechać? - zapytał podziwiając mijane migoczące ulice Tokyo przez okno. 
 - Moja przyjaciółka ze szkoły ma kłopoty i chcę jej pomóc. 
 - Przyjaciółka? Ta z kolorem włosów przypominającymi płatki wiśni? 
 - Nie, nie chodzi mi o Sakure. 
 - Czyli inna przyjaciółka? - zapytał retorycznie - Muszę przyznać, że bardzo szybko się zaprzyjaźniasz, ale czy to na pewno prawdziwa przyjaźń? Jesteś pewny, że Ci ludzie nie chcą Cie wykorzystać? 
 - Nigdy by czegoś takiego nie zrobili, ponieważ znam ich od dzieciństwa. - na te słowa Matsuda spojrzał na mnie z zaskoczeniem w oczach. Dopiero wtedy zrozumiałem, że nie powinienem był mu tego mówić. W końcu to coś o czym nikt nie wie. 
 - Teraz to mnie zaskoczyłeś. - zaśmiał się drapiąc po głowie jakby nie wiedział, jak kontynuować rozmowę. - Wybacz nigdy nie wziąłem pod uwagę, że będziesz znał kogoś z tych okolic w końcu tak naprawdę jesteś... - tu się zatrzymał. Dobrze wiedziałem co chciał powiedzieć, więc postanowiłem dokończyć za niego. 
 - Adoptowany. Nie musisz unikać tego stwierdzenia. To nie tajemnica, nawet moi fani o tym wiedzą.
 - Tak, ale czy to nie sprawia Ci bólu? - zapytał posmutniałym głosem. 
 - Nie za bardzo. Dzięki temu wiem kim jestem i nie tracę samego siebie, nawet jeśli fakty tego świata często temu zaprzeczają. - uśmiechnąłem się na co mój menadżer też się rozpromienił. 
 - Brzmisz jakbyś pochodził z innego świata. Ale skoro z tych rejonów masz przyjaciół, czy to nie oznaczałoby, że tak naprawdę pochodzisz z Japonii? 
 - Cóż prawdą jest, że bez problemu posługuję się językiem japońskim, ale to państwo nie jest moim prawdziwym domem. 
 - Rozumiem. Kiedy zostałem menadżerem waszego zespołu pani Harvey powiedziała mi, że straciłeś pamięć i nie mam Cie wypytywać o szczegóły przeszłości, a jednak w tej chwili właśnie łamie ten zakaz. Przepraszam. 
 - Nie przejmuj się. - powiedziałem przy tym machając dłonią. Nagle kierowca zatrzymał się ujrzawszy na boku drogi uszkodzony samochód z którego wydobywał się dym. Na ten widok jednym ruchem odpiąłem pasy i otworzyłem drzwi pojazdu wychodząc na zewnątrz do potrzaskanego auta, w którym chyba znajdowały się jakieś nieprzytomne osoby. Moi towarzysze zrobili to samo podchodząc tak jak ja bardzo blisko miejsca wypadku. Kiedy otworzyłem tylne drzwi pasażera niemal nie opadłem z sił, gdy na owym miejscu zobaczyłem nieprzytomną granatowo włosom dziewczynę, której śpieszyłem na pomoc. Przeraziłem się nie na żarty, gdy moje oczy dostrzegły strużkę krwi cieknącej po boku jej twarzy skapując kroplami na jasną sukienkę, która już miała wcześniejsze plamy od krwi.
 - Hinata! - wykrzyczałem jej imię próbując ją ocucić lecz ona nie odpowiadała. Międzyczasie menadżer wraz z taksówkarzem próbowali wyciągnąć z pojazdu nieprzytomnego kierowcę, który również nie chciał się zbudzić. Obawiali się, że dla niego może być już za późno, ale jednak wciąż próbowali mu pomóc przy tym dzwoniąc na pogotowie i po straż pożarną. Bałem się jak cholera, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że tutejsi medycy nie są wstanie zdziałać cudów jak babcia Tsunade, czy inni medycy z Konoha. Gdybym tylko mógł jej jakoś bardziej pomóc nie musiałbym się martwić, że ją stracę. Jednak teraz to uczucie silnie dawało o sobie znać. Gdy udało mi się wyciągnąć Hinate na zewnątrz i trzymałem ją na rękach dopiero teraz zdałem sobie sprawę jakie jej ciało jest leciutkie i zimne. Powoli zacząłem obawiać się najgorszego, że być może jest już za późno. Ta myśl sprawiała, że z moich oczu powoli wbrew mojej woli zaczęły wypływać łzy. Spanikowany ułożyłem delikatnie dziewczynę na ziemi sprawdzając czy oddycha. Na nasze szczęście oddychała, jednak krew nadal obficie wypływała z jej głowy, dlatego szybko popędziłem po apteczkę znajdującą się w taksówce, by jak najszybciej zatamować owe krwawienie. Kiedy ucisnąłem ranę opatrunkiem jak na złość zapalił się pojazd, gdzie jeszcze przebywał nieprzytomny mężczyzna. Bojąc się, że coś groźniejszego może się stać granatowo włosej przeniosłem ją do taksówki na tylne siedzenie, a sam poszedłem pomóc pozostałym. 
 - Naruto odsuń się to niebezpieczne! - wykrzyczał Matsuda nadal próbując pomóc kierowcy. 
 - Nie mogę pozwolić, by ktoś umarł na moich oczach! - odpowiedziałem, gdy ogień stawał się coraz bardziej widoczny. 
 - Nic nie możemy zrobić. Jego nogi utknęły i nie da się ich wydostać bez specjalistycznego sprzętu. Powinnyśmy się oddalić póki możemy na bezpieczną odległość. - powiedział kierowca taksówki odsuwając się. 
 - Poczekajmy na straż pożarną. - zaproponował menadżer również się cofając na bezpieczną odległość. - Ty też się odsuń Naruto. powinieneś teraz być przy tej dziewczynie dopóki pogotowie nie nadejdzie! - wykrzyczał.
 - Powiedziałem już, że się nie poddam! 
 - Nie zgrywaj bohatera, kiedy wiesz, że nie możesz nic zrobić! - w tym momencie wiedziałem, że miał racje, ale nie potrafiłem się poddać. Zawsze starałem się ze wszystkich sił. Nie mógłbym sobie spojrzeć w oczy gdybym zostawił nieprzytomnego człowieka samemu sobie w płonącym samochodzie, który lada moment wybuchnie, ale to nie znaczy, że chciałem razem z nim umierać. Chce mu pomóc i będę próbował to zrobić dopóki mogę. W tym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Coś co aż trudno mi opisać, gdyż miałem wrażenie iż poczułem to czego nie powinienem był czuć, a może to tylko moja wyobraźnia? Kiedy spojrzałem się w stronę mojego menadżera ten aż zbladł. - Naruto... twoje oczy... Co to jest? - zapytał przerażony, gdy uświadomiłem sobie co właśnie się wydarzyło.
 - Tryb mędrca? - zapytałem sam siebie nie dowierzając. Przez tą jedną chwilę poczułem swoje dawne Ja. Bez wahania mocno chwyciłem drzwi samochodu bez problemu wyrywając je z zawiasów. Mając lepszy dostęp do poszkodowanego obluzowałem jego zaklinowane nogi na tyle, że cudem udało mi się go wydostać z tego przeklętego samochodu. Kiedy udało nam się oddalić na bezpieczną odległość usłyszałem głośny huk, a płomienie niemal mnie dosięgły niszcząc wszystko na swojej drodze pozostawiając w pobliżu wielkie odłamy spalonej karoserii. W tej chwili nadjechała pomoc, a moja siła ponownie uciekła gdzieś daleko w nieznane mi strony przywracając oczy do normalnego stanu.
 - Naruto co to było? - zapytał ponownie dokładnie mi się przyglądając. Sam do końca nie wiedziałem co mam o tym sądzić, gdyż nigdy nie pomyślałbym, że po tylu nieudanych próbach w tym świecie uda mi się nieświadomie wejść w tryb mędrca choć na tak krótką chwilę. Zresztą aby wejść w ten tryb trzeba pozostać nieruchomo na pewien czas w jednym miejscu zbierając energię natury, więc jak to się stało? Myślałem szukając logicznego wytłumaczenia, gdy sanitariusze wraz ze strażakami wykonywali swą pracę. - Naruto?
 - Przepraszam zamyśliłem się.
 - Tyle sam zauważyłem. No nic... wrócimy później do tego tematu. - powiedział, kiedy jeden z sanitariuszy podszedł do nas pytając:
 - Nic się państwu nie stało? Został jeszcze ktoś ranny?
 - Na szczęście nie... - odpowiedział Matsuda spoglądając kolejno na mnie i kierowce taksówki. 
 - To dobrze. Rzadko kiedy zdarza się, że przy takim wybuchu jest tak mało poszkodowanych. To cud, że nie było ofiar śmiertelnych. - stwierdził z ulgą głośno wzdychając. - My już musimy jechać do szpitala. Stan zdrowia dziewczyny jest stabilny, jednak nie wiadomo, czy poszkodowany mężczyzna wyjdzie z tego cało. Jego stan jest bardzo ciężki i nasi sanitariusze już w tej chwili walczą o jego życie. Tak więc na mnie już czas.
 - Rozumiem. 
 - A właśnie przy takich wydarzeniach musieliśmy zawiadomić policję, więc proszę pozostać na miejscu zdarzenia dopóki nie nadjedzie. Prawdopodobnie będą chcieli was przesłuchać. To tyle z mojej strony. Jeśli skończycie rozmowę z policją możecie przyjechać do szpitala. 
 - Dziękujemy - powiedzieliśmy wszyscy równo, kiedy sanitariusze dwiema karetkami odjechali w stronę najbliższego szpitala.
 - No ładnie. Gapie zaczynają się schodzić. - zauważyłem zastanawiając się gdzie by tu móc się skryć. Normalnie wszyscy o tej porze śpią, ale wybuch pojazdu, syrena karetek i straży pożarnej musiała wszystkich pobudzić. Dlatego co niektórzy postanowili sprawdzić co się stało i wyjść na ulice, gdzie wydobywał się hałas. 
 - Załóż kaptur i wejdź do taksówki, tam wszyscy poczekamy na policje. - powiedział Matsuda na co od razu wszyscy wsiedliśmy do pojazdu czekając na zapowiedziany wcześniej radiowóz. Kiedy ludzie zbierali się w koło widowiska  Ja myślami odbiegałem daleko w chmury myśląc o granatowowłosej dziewczynie, która jest w drodze do szpitala. Kiedy zobaczyłem krew na jej delikatnej twarzy moje serce mocno zabolało. Nigdy nie zapomnę tej nocy. Mimo, że wiem, że Jej stan jest stabilny nie przestaje się obwiać, że coś może się jeszcze gorszego stać. Czuję się jakbym nie miał wiary w tutejszych lekarzy. Czy to nie dziwne? To są jedyni ludzie, którzy mogą Jej tutaj pomóc, a ja jeszcze narzekam. Powinienem być wdzięczy, że na tym świecie w ogóle istnieją ludzie, którzy chcą pomagać innym. 

Czas powoli upływał, aż w końcu po złożeniu odpowiednich zeznań mogliśmy ruszać dalej. Za zgodą menadżera w pojedynkę udałem się do szpitala, a on sam wrócił do Hotelu, by wypocząć przed jutrzejszym dniem. Ustaliłem z nim, że jutro zrobię sobie wolne i nie pójdę do szkoły, ponieważ chcę ten trudny czas dla Hinaty spędzić choć częściowo razem z nią. Teraz kiedy dokładnie ją zbadano i opatrzono leżała pod kroplówką na jednej z sal śniąc w swoim spokojnym śnie, natomiast ja czuwałem przy jej boku nie puszczając jej dłoni w dalszym ciągu modląc się do Boga, by nie stała się jej większa krzywda. W ten sposób spędziłem czas, aż do rana, gdy jej powieki nie uniosły się ku górze pokazując jej jasne tęczówki.  



Sakura


Siedziałam z Sasuke na jednej sofie w bocznej sali przyjęć, gdzie brunet rozmawiał z kontrahentami swojej rodzinnej firmy. Nie była to jakaś poważna rozmowa, ale dało się wyczuć, że co niektórzy chcą na Sasuke wywrzeć presje i wyciągają na światło dzienne nieprzyjemne fakty, które mogłyby zniszczyć fundament jego spokoju. Dlatego bacznie przypatrywałam się jego reakcji na ich słowa, jednak ku mojemu zdziwieniu brunetowi nawet brew nie drgnęła ze złości. Dawniej kiedy by ktoś mu nacisnął na odcisk prawdopodobnie albo by był ostro poturbowany, albo by już nie żył. Nigdy nie sądziłam, że będę żałować tego, że nie ma ochoty ich zabić. Na jego miejscu już dawno bym wybuchła i z dupy nogi im powyrywała po takich nieotwartych ubliżeniach. Jak On w ogóle może na to pozwolić? Pytałam sama siebie równocześnie będąc zdziwiona faktem, że bardziej się denerwuję, gdy go obrażają niż on sam. Moja twarz przybrała odcień lekkiego rumieńca kiedy wspomnieniami powróciłam do momentu, gdy nasze usta zetknęły się w jedno, a serce ponownie poruszało się szybciej. Choć w głębi przyrzekałam sobie, że porzucę swoją miłość do tego człowieka po tym co zrobił mi i wiosce, to On sam mi na to nie pozwala. Jego małostkowe miłe słowa trafiają wprost do mojej duszy i serca, gdzie żar prawie wygasł i rozniecany na nowo przetwarzany jest w prawdziwy płomień, który nie chce zgasnąć. To wspaniałe uczucie, ale to sprawia, że czuję się nieswojo. Co będzie gdy uda nam się wrócić do domu? Czy powróci do bycia Uchihą za wszelką cenę pragnącego zemsty na wiosce? Czy będzie znów zabijał niewinnych ludzi bez mrugnięcia okiem? Na te pytania nie znam odpowiedzi. Jeśli jest taka możliwość chciałabym by wszystko skończyło się happy endem, choć to pewnie zbyt wielka prośba, by mogła się w całości spełnić. Póki mogę postaram się być przy jego boku tak długo jak to możliwe, ale czy naprawdę tak mogę? Zadawałam sobie kolejne pytania, gdy coś w mym sercu pękło, gdy usłyszałam między wierszami kolejną obelgę ze strony grubszego mężczyzny w stronę Sasuke. 


Sasuke 

   
Rozmawiając z kontrahentami mojej rodzinnej firmy co jakiś czas spoglądałem ukradkiem na twarz różowo-włosej pogrążonej we własnym świecie. Mimo, że prawie nic nie wie na temat świata biznesu dzielnie wytrzymuje tutejsze towarzystwo tych dupków bez żadnego narzekania i idealnie odgrywa powierzoną jej rolę. Wybór Sakury na moją partnerkę był idealnym pomysłem, ponieważ Ona jako jedyna zna mój sekret, więc nie muszę się sztywno zachowywać w jej towarzystwie. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będę się czuł przy niej swobodnie. Chociaż lekkim kłopotem jest kolor jej włosów o który wypytuje się co drugi gość. Kiedy między zdaniami kontrahentów słyszałem obelgi na mój temat, które miały za zadanie mnie skompromitować i zapędzić w kozi róg, miałem ochotę ich torturować do usranej śmierci, ale niestety brak sharingana skutecznie uniemożliwiał mi spełnienie mojej zachcianki, więc musiałem się zadowolić ignorowaniem tych palantów. Po dłuższej chwili, kiedy znów nieotwarcie między wierszami wypłynęła kolejna obelga miarka się przebrała. Tym razem grubasa postawię do pionu i go trochę przyhamuję, kiedy miałem już coś powiedzieć ku mojemu zdziwieniu Sakura wstała z miejsca zabierając od przechodzącego kelnera szampana, którego ze złością w oczach chlusnęła na twarz grubego wąsacza.
 - Sakura? - powiedziałem jej imię zaskoczony nie dowierzając w to co widzę.
 - Jakim prawem obrażasz Sasuke w jego własnym domu? - zapytała wściekła. Najwyraźniej pan przy tuszy nie spodziewał się, że ktoś byłby wstanie zrobić mu coś takiego na oczach tylu osób, więc nawet nie wiedział co odpowiedzieć pozwalając na dalszą kontynuację wypowiedzi Sakury. - Byś spojrzał na siebie, a nie krytykował innych gruba świnio. Mam dość tego towarzystwa. Idę się przewietrzyć. - stwierdziła zostawiając mnie samego z gośćmi. Nim się obejrzałem usłyszałem w pobliżu donośne wolne klaskanie. Chcąc zobaczyć kto wywołuje ten dźwięk odwróciłem się w tył razem z oblanym mężczyzną i pozostałymi towarzyszącymi mi osobami, gdzie zobaczyłem moją straszą siostrę wyglądającą na nieźle rozbawioną.




  
 - Panienka Mikage... Proszę zobaczyć co uczyniła mi towarzyszka panienki brata. - powiedział tłuścioch ogarniając dopiero co się stało. - Mój drogi garnitur jest cały polany. 
 - Bardzo mi przykro panie Roushi, mogę to panu jakoś wynagrodzić? - zapytała uprzejmie podchodząc bliżej z pewnym siebie uśmiechem na co ten robiąc sobie nadzieję odpowiedział: 
 - Nie mam nic przeciwko rekompensacie z pani strony, ale uprzedzam... ten garnitur był bardzo drogi. 
 - Doprawdy? Według mnie to sterta szmat niewartych nawet pół złamanego jena. - skreśliła go pokazując swój prawdziwy charakter. 
 - Słucham!? 
 - Ogłuchłeś? Powiedziałam, że ta sterta szmat nie jest warta nawet połowy złamanego jena. Jeśli to rozumiesz powinieneś się już stąd wynieś i nie psuć mi atmosfery przyjęcia. - powiedziała z wyższością na co owy mężczyzna spalając buraka szybko opuścił przyjęcie, a ludzie nam towarzyszący oddalili się jak gdyby nigdy nic powracając do zabawy przy tym nie zwracając uwagi na to co przed chwilą miało miejsce. 
 - Jak zwykle pozbywasz się zbędnych śmieci. - stwierdziłem patrząc w jej piwne oczy. 
 - Oczywiście, że tak braciszku. 
 - Ale czy przez to nie będzie problemów?
 - Nie ma się czego obawiać i tak mieliśmy zerwać współpracę z jego firmą ponieważ była ona za mało wydajna. Podejrzewam, że w przeciągu 3-4 następnych miesięcy jego przedsiębiorstwo upadnie, a wtedy na spokojnie nasza grupa ją wykupi i odnowi jej działalność. 
 - Jak zwykle myślisz paręnaście ruchów do przodu.
 - Gdybym tak nie myślała nie dotarłabym aż tutaj. A właśnie słyszałam, że przyszedłeś tutaj z pewną nieznaną partnerką. Chciałabym ją poznać.
 - Myślę, że to nie jest konieczne. 
 - Naprawdę? A mi wydaje się, że to całkiem interesująca osoba. Zwłaszcza, kiedy zobaczyłam, jak na naszego gościa wylewa szampana. Ale jeśli tak bardzo nie chcesz mi jej przedstawić to chociaż streść mi opowiastkę o niej. To jak? Przedstawiasz czy opowiadasz?
 - Opowiadam. - odpowiedziałem zrezygnowany wiedząc, że już nie ucieknę z jej sideł.
 - To kim jest gwiazda dzisiejszego wieczoru? 
 - Moją koleżanką z klasy, którą poznałem idąc do szkoły, jak tylko zapisałaś mnie do tutejszego, prywatnego liceum. Sakura nie pochodzi ze świata biznesu, ale jest bardzo inteligentną i ułożoną osobą, dlatego wziąłem ją ze sobą na przyjęcie.
 - Rozumiem, jednak musisz wiedzieć jedno Sasuke. Jestem pewna, że zdajesz sobie z tego sprawę, ale na wszelki wypadek Ci to przypomnę. Nawet jeśli się w niej zakochasz nigdy nie będziesz mógł z nią być. Twoje życie uczuciowe jest przeznaczone dla osoby z o wiele wyższych sfer, więc nawet nie myśl, że zgodzę się aby ta panienka zawróciła Ci w głowie. Pamiętaj o tym. - rzuciła na odchodne idąc w stronę pani Mariel. Dobrze wiedziałem, że nie mogę się zakochać w Sakurze zwłaszcza po tym co jej zrobiłem. Jednak nie chcę pozwolić jej też odejść. Chcę by była na tyle blisko mnie by żaden inny facet nie mógł jej dosięgnąć, dlatego będę trzymał najbliżej jak tylko się da, by tylko nie pozwolić jej odejść.  





Parę słów od autorki:


Tak, wiem ponownie zawaliłam termin. Nie wiem, czy jest sens się tłumaczyć, ale spróbuję.
Zacznijmy od powodów opóźnienia rozdziału.
Jak sami dobrze wiecie jestem uczennicą IV Technikum Handlowego, a co się tym wiąże jest równie oczywiste, jak to, że człowiek oddycha: matura, matura i jeszcze raz matura (doprawdy już rzygam tym słowem).
Wszyscy, którzy byli w szkole średniej powinni zdawać sobie sprawę, jak nauczyciele cisną w drugim semestrze na naukę i ile prac domowych zadają do domu. Mało tego zdaję również egzamin zawodowy, więc pracy mam dwa razy więcej niż przeciętny licealista. 
Oczywiście staram się rozłożyć czas tak, aby starczyło mi na: 
spanie, jedzenie, kąpiel, naukę, 
komunikacje z narzeczonym (mieszka ponad 300 km ode mnie),
  expienie w NosTalu, granie w lol'a, oglądanie filmów, wychodzenie z psem na spacery,
 gotowanie, granie na gitarze,
 wykonywanie obowiązków domowych, 
pomaganie innym w nauce i oczywiście pisanie opowiadań na moich blogach, 
rysowanie oraz pisanie piosenek, jak i udzielanie się na forach, 
oglądanie anime i czytanie mangi.
Ostatnio też dochodziły przygotowania do studniówki, 
ale już po wszystkim w tej sprawie.

Jak widzicie trochę tego jest, a to jeszcze nie wszystko, ale już nie będę Was zanudzać. 
Jeszcze raz przepraszam, ale tym razem nic nie obiecuje, bo wiem, że skłamie.
Pozdrawiam Nibea  



5 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze epicki czekam na następne. Życzę dużo weny twórczej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. NaruHina NaruHina NaruHina!!! więcej NaruHiny !

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest jedno z tych opowiadan typu: super pomysl, super fabula tylko rzadko so rozdzialy XD Niewiele jest ficzkow "na poziomie", Twoje wlasnie jest jednym z takich :3 Raz jak zapomnialam zapisac adresu i go zgubilam to prawie sie poplakalam! Blagam Cie dodaj nexta szybciutko bo juz nie moge wytrzymac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać w przeciągu najbliższych dni.
      PS: Dziękuję za Twoja pochwałę, to wiele dla mnie znaczy ^^

      Usuń