niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział II

Ubierałam w pośpiechu swoje rzeczy, które wyciągnęłam z szafki stojącej obok łóżka po wizycie dr. Night'a. Teraz byłam pewna, że to wszystko nie było snem, ponieważ rzeczy, które ubierałam były dokładnie takie same, jak te które miałam założone podczas misji. Miałam niewiele czasu na ucieczkę, w końcu doktor powiedział, że przyśle tu pielęgniarkę z lekami, dlatego tez musiałam się śpieszyć. Po założeniu butów szybko założyłam swoją opaskę wychodząc z pomieszczenia na korytarz. Miałam do wyboru dwie drogi albo w lewo, albo w prawo. Wybrałam prawą. Moje nogi po tak długim śnie nie były przystosowane do szybkiego chodzenia, a co dopiero do biegania, dlatego stawiałam kolejne kroki w miarę swoich możliwości. Mijałam sporo osób przechodząc korytarzem, wielu z nich szczególną uwagę zwracało na moje wyróżniające się różowe włosy. Wyglądało na to, że tutaj podobnie, jak u nas taki kolor jest rzadkością, dlatego na swoją głowę narzuciłam kaptur. Doszłam do końca korytarza, gdzie oprócz schodów znajdowały się dość duże metalowe drzwi bez klamek. Zdziwiłam się, kiedy nagle się otworzyły i wyszli z nich ludzie. Kątem oka spojrzałam do środka, gdzie zamiast dalszej drogi była półtora metra dalej ściana, która po chwili zniknęła za zamykającymi się na powrót drzwiami. Nie rozumiałam po co ludzie tam wchodzili skoro z wyjątkiem dużego lustra i paru przycisków z numerkami nie było tam niczego. Zdałam sobie sprawę, że to naprawdę dziwne miejsce. Wszystko tu wydaję się być zupełnie inne niż w otoczeniu z którego pochodzę. Nawet ubiór tych ludzi w dużej mierze różni od naszego. To mnie przerażało, sprawiało, że naprawdę czułam się inna, jak odludek. Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie melodyjny, krótki dźwięk, po którym drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wchodzili ludzie. Z czystej ciekawości powoli weszłam za nimi do czasu, aż drzwi ponownie się zamknęły, a pomieszczenie ku mojemu zdziwieniu po wciśnięciu odpowiedniego przycisku przemieszczało się między piętrami. Byłam zaskoczona. W tym miejscu dzieją się naprawdę dziwne rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca, jednak dla tych ludzi te zjawiska są jak najbardziej normalne, co mnie naprawdę dobija. Chcę wrócić do domu, ale nawet nie wiem, jak mam to zrobić, nawet nie orientuję się, gdzie jestem.
Nie minęły nawet trzy minuty, a już znajdowałam się na parterze bez konieczności wleczenia się po schodach. Z tego co się dowiedziałam podsłuchując rozmowy innych osób to dziwne pomieszczenie nazywane jest windą. Jestem ciekawa kto i dlaczego wymyślił takie urządzenie? W końcu wchodzenie po schodach nie jest takie trudne, by to jeszcze ułatwiać. Zbliżając się do wyjścia ze szpitala zauważyłam niespokojne zachowanie pielęgniarek i lekarzy, którzy pałętali się po szpitalu czegoś szukając. Najwyraźniej już odkryli, że dałam nogę i teraz mnie szukają po różnych kątach. Na szczęście już nie muszę się ich obawiać, bo właśnie opuściłam ściany szpitala i szłam pobliską drogą powoli się od niego oddalając. Przy okazji podziwiałam widoki tutejszego świata zewnętrznego, który utwierdzał mnie w jednym przekonaniu... To już nie jest mój świat. Na ziemi jeżdżą różne, skomplikowane maszyny o różnej wielkości, a nad nią wzbijają się jeszcze inne przypominające latające ptaki. Każda ulica jest wypełniona dużym tłumem ludzi, a drogi zdobią ogromne kolorowe lampy, według których poruszają się owe pojazdy. Całość otoczenia wypełniona jest ogromnymi, wielopiętrowymi budynkami, które wydają się sięgać aż do nieba zdobiąc przy tym miasto wiszącymi, poruszającymi się obrazami, które emanują swoim blaskiem. Czułam się zagubiona. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Czas leciał, a ja chodziłam bez celu po niekończącym się mieście zataczając koła. Straciłam swój zmysł orientacji, a zaczęło zachodzić powoli słońce, jakby tego było mało zaczynałam robić się głodna. Przemierzałam kolejne uliczki, które stawały się opustoszałe. Kiedy stało się całkowicie ciemno, a ulice oświetlały tylko lampy i migające na budynkach obrazy zaczynałam się bać. Uczucie samotności sprawiało, że czułam się bezsilna, pełna niepewności i strachu. Moje serce zawaliło jak młot, gdy niespodziewanie poczułam uchwyt na swojej dłoni i potężne szarpnięcie, które pociągnęło mnie w tył, tak że wpadłam w ramiona obcego człowieka. Próbowałam się wyrwać i krzyczeć, jednak byłam za słaba, a moje usta zostały przykryte obcą dłonią, która skutecznie uniemożliwiała mi wołanie o pomoc. Czułam oddech napastnika na swoim karku, kiedy nagle po raz pierwszy usłyszałam jego głos:
 - Powiedz mi cukiereczku... co taka dziewczynka, jak ty robi tutaj sama o takiej porze...? Nie powinnaś już być w domu? - zadawał pytania przy tym mnie obmacując. Byłam przerażona. Mimo, że próbowałam skupić chakre to nie udawało mi się tego zrobić. Nie byłam wstanie się sama uwolnić. - Bądź grzeczna, a w nagrodę będę delikatny - powiedział wyjmując z kieszeni ostry nóż, który przystawił mi do szyi. Stałam, jak sparaliżowana, gdy on bezkarnie jeździł swoją dłonią zdjętą z moich ust po brzuchu i piersiach, które mocno ściskał. Jeszcze nigdy nie byłam tak upokorzona. Nawet jeżeli chciałabym teraz go zaatakować nawet bez użycia chakry to nie ma na to szans, gdyż jeden mój fałszywy ruch może spowodować moją śmierć, którą zwiastuje ten nóż przy szyi. Czułam, jak przysysa się brutalnie ustami do mojej skóry pozostawiając czerwone ślady. To było dla mnie zbyt wiele, z moich oczu płynęły łzy, które jeszcze bardziej go napędzały do dalszego działania, widać ludzkie cierpienie podnieca go przy tym sprawiając mu dużą przyjemność. Kiedy już myślałam, że to będzie mój koniec, a on dobierze się do mojego dziewictwa coś we mnie pękło. Choć wiedziałam, jakie jest ryzyko szarpnęłam się najmocniej, jak tylko potrafiłam w tył lądując na ziemi razem z nim przy tym próbując mu wyrwać nóż. Przez chwilę się z nim siłowałam dając z siebie wszystko, ale i to nie wystarczyło. Wielokrotnie zostałam zraniona powierzchownie nożem, a moje ubrania powoli ulegały zniszczeniu. Nie poddawałam się. Wciąż walczyłam w swojej własnej obronie. Byłam przyzwyczajona do bólu od ostrych narzędzi, w końcu wielokrotnie byłam raniona podczas misji, więc takie zadrapania to pestka. Po paru kolejnych minutach szarpaniny udało mi się wyrwać nóż z rąk napastnika. W tym samym momencie nadjechał pojazd oślepiając nas swoimi jasnymi światłami. Byłam dezorientowana tak samo, jak mój przeciwnik. Usłyszałam wielokrotne trzaśnięcie drzwi pojazdu, z którego wysiedli trzej mężczyźni, którzy już po chwili rozdzielali mnie i tamtego łotra. Jeden z mężczyzn ku mojemu zdziwieniu okazał się być spotkanym wcześniej w szpitalu szatynem w okularach, który widząc moje poszarpane i zakrwawione ubranie natychmiast do mnie podbiegł próbując udzielić mi pierwszej pomocy. Chociaż było już po wszystkim moje dłonie się trzęsły trzymając kurczowo zabrany napastnikowi nóż, a z oczu płynęły gorzkie łzy.
 - To ta dziewczyna, której szukałeś Night? - zapytał go jeden mężczyzna ubrany w służbowy mundur.
 - Tak, dziękuję... Pozwólcie, że teraz się nią zajmę.
 - Dobrze, jutro złożycie zeznania. Sami zresztą musimy zająć się tym zboczeńcem. Na wszelki wypadek wezwiemy oddział kryminalistyczny, tak więc nie musicie się już martwić, do zobaczenia jutro na posterunku. - po tych słowach pojazd odjechał, a ja zostałam sama z lekarzem, który delikatnie złapał nóż ostrożnie odbierając go z moich dłoni.
 - On już Ci nie będzie potrzebny... Możesz wstać? - zadał pytanie, jednak ja byłam tak zdenerwowana, że nawet jego pytania nie trafiały do mnie tak jak powinny. Nagle poczułam, jak lekarz obejmuje mnie delikatnie dając mi poczucie bezpieczeństwa. Jak małe dziecko przytuliłam się mocno głośno łkając, nie mogąc się uspokoić przez następne piętnaście minut, aż do przyjazdu oddziału kryminalistycznego, który zabezpieczał miejsce zdarzenia. To był długi wieczór... Kiedy w końcu się uspokoiłam dr. Night opatrzył moje rany, po tym zabierając mnie do swojego pojazdu, którym odwiózł mnie do szpitala, gdzie spędziłam długi czas.

Przez moje częste wspominanie o niebezpiecznych misjach, mojej wiosce i wielu innych rzeczach związanych z moją rzeczywistością zostałam przeniesiona do zamkniętego oddziału psychiatrycznego, gdzie pod nadzorem dr. Night'a i innych lekarzy spędziłam rok. Po tak długim czasie uwierzyłam w to, że moje dotychczasowe życie było niczym innym jak tylko snem. Niemoc i brak możliwości używania technik związanych z chakrą tylko utwierdziło tezę lekarzy, jednak nie wyjaśniło dlaczego nie można było znaleźć o mnie i mojej rodzinie żadnych danych. Jako, że miałam 17 lat to nawet po wypisaniu ze szpitala nie mogłam żyć samodzielnie, gdyż byłam w świetle prawa niepełnoletnia. Nie miałam tu żadnej rodziny, która by mogła się mną zaopiekować, więc zostałam adoptowana przez samego doktora, który jako jedyny w tamten feralny dzień mi pomógł. Od tego czasu żyłam razem z nim pod jego nazwiskiem i jednym dachem. Ze względu na jego wiek, który nie przekroczył jeszcze trzydziestki nazywałam go starszym bratem, a nawet z biegiem czasu zaczęłam uczęszczać do prywatnego liceum, gdzie z pomocą nauczycieli starałam się nadrobić zaległości. Kiedy zdążyłam się przyzwyczaić do rzeczywistości chodząc już dobre pół roku do szkoły zdarzyło się coś niezwykłego...
Jak zwykle rano siedziałam w szkolnej ławce ubrana w szkolny mundurek czekając, jak reszta uczniów na rozpoczęcie się pierwszej lekcji, kiedy do klasy wraz z nauczycielem wszedł nowy uczeń. Z początku nie zwracałam na niego uwagi do czasu, gdy lekcja się zaczęła, a nauczyciel wygłosił swoją standardową mowę na powitanie nowego ucznia.
 - Jak widzicie mamy nowego ucznia... To Mikage Sasuke. Przeniósł się tu z Hokkaido wraz ze swoją rodziną. Dodam, że jeszcze nie wie, jak się tu ubieramy... Mam nadzieję, że będziecie dla niego mili. - kiedy przyjrzałam się jego postaci mimowolnie moje nogi uniosły mnie tak, że wstałam z miejsca wpatrując się w jego nieukazujące uczuć oblicze. Nie mogłam uwierzyć, że przed moimi oczyma znajduje się brunet, choć kryjący się pod innym, nieznanym mi nazwiskiem. - Panno Soushi czy coś się stało? - zapytał mnie nauczyciel, kiedy Sasuke zwrócił swój wzrok w moją stronę uważnie mnie ilustrując. Teraz podobnie jak ja wydawał się mieć mieszane uczucia.


- Nie, przepraszam. - odpowiedziałam nauczycielowi siadając na miejscu, choć moje serce waliło jak młot. Wszyscy uczniowie znajdujący się w klasie uważnie przyglądali się nowemu uczniowi, który już po chwili za pozwoleniem nauczyciela zajął miejsce w ławce tuż obok mnie.
Mimo, że siedzieliśmy obok siebie to nie zamieniliśmy nawet jednego słowa przez całe lekcje. W końcu dzień szkolny dobiegł końca, a my wracaliśmy do domów. Pod bramę szkoły podjechał czarny, ekskluzywny samochód, który najwyraźniej za pośrednictwem kierowcy czekał na jednego z uczniów, którym okazał się być Sasuke. Wszyscy dookoła łącznie ze mną wpatrywali się na wsiadającego do środka kruczowłosego, który już po chwili odjechał z pod szkoły oddalając się z naszego pola widzenia. Powoli kroczyłam w stronę domu przez całą drogę rozmyślając o Sasuke. Między czasie zrobiłam zakupy, o które wcześniej prosił mnie Night wychodząc do pracy. Gdy dotarłam do domu rozpakowałam je zaczynając przygotowywać obiad w końcu mój braciszek przyjdzie zmęczony po pracy do domu także nie będzie miał siły na przygotowanie normalnego posiłku. W końcu przed zamieszkaniem ze mną żywił się jedynie jedząc zupki z paczki i fast-foody, od czasu do czasu jedząc też w pobliskich knajpkach. Dlatego postanowiłam po szkole gotować dla niego normalne zbilansowane posiłki, które pomogą mu utrzymać dobrą formę. Wciąż starałam się zapomnieć o dzisiejszym spotkaniu z Sasuke... Bałam się, że jak wspomnę coś na jego temat Night'owi to ten będzie wściekły. W końcu przy opuszczaniu szpitala obiecałam mu, że już nigdy więcej nie wspomnę nikomu o tamtym wyśnionym świecie, choć każdej nocy o nim śniłam. Miałam mieszane uczucia. Może ten Sasuke wygląda tak samo, jak tamten, ale to nie znaczy, że to właśnie ten, którego znałam w śnie. Gdyby tak było na pewno porozmawiałby ze mną w szkole, kiedy mieliśmy ku temu okazję. Tak, tak, na pewno by tak było... Próbowałam się przekonać, gdy do domu wszedł mój przyszywany brat witając mnie z uśmiechem na ustach:
 - Wróciłem Sakura.
 - Witaj w domu. - odpowiedziałam uśmiechając się w jego stronę, kiedy nakładałam przygotowany wcześniej obiad na talerze, które już po chwili zaniosłam do jadalni, gdzie zazwyczaj spożywamy każdy główny posiłek. Podczas jedzenia obiadu, jak zwykle prowadziliśmy rozmowę, którą zaczynał Night. 
 - Jak było w szkole?
 - Dobrze, choć to nie był najlżejszy dzień.
 - Rozumiem. Szkoła musi być dla Ciebie bardzo męcząca.
 - Jak dla każdego ucznia...
 - Też prawda, jednak Ty w porównaniu do innych uczniów musiałaś nadrobić sporo materiału bym mógł Cie zapiać do tak dobrego liceum. Na szczęście jesteś bardzo inteligentna i szybko się uczysz.
 - To prawda... - zrobiłam zmartwioną minę mimo, że usłyszałam komplement. Nadal myślałam o tym nowym uczniu bawiąc się przy tym jedzeniem na talerzu. Jakoś straciłam apetyt co nie uszło uwadze mojego brata. Przez chwile w pokoju panowała niezręczna cisza, która stawała się nie do zniesienia po dłuższym czasie. 
 - Sakura... - usłyszałam opiekuńczy głos patrząc na jego posiadacza z uwagą - Czy coś się dzisiaj wydarzyło? Wydajesz się nieobecna, a to mnie martwi. Źle się czujesz?
 - Nie. Wszystko w porządku, nie przejmuj się tym. - wstałam sprzątając stół po obiedzie kierując się do kuchni, gdzie umyłam naczynia zostawiając Night'a samego w jadalni. Po tym jak skończyłam działań w kuchni powędrowałam do swojego pokoju, gdzie siedząc na łóżku dalej rozmyślałam sięgając z pod poduszki swoją opaskę ze znakiem Konohy, której miałam się pozbyć. Według Night'a ta opaska mąci mi w głowie, ale ja tak nie uważam i wcale nie zamierzam się jej pozbywać. Bardzo sobie ją cenię, ponieważ to z nią są związane wszystkie moje wspomnienia, nie dam sobie jej zabrać nawet siłą, dlatego trzymam ją w ukryciu przed bratem podobnie, jak parę innych rzeczy wliczając w to zwój z paskiem od spodenek, które miałam założone tamtego dnia. Nadal mnie ciekawi co tam zaszło po tej eksplozji światła nad tym kanionem. Czy wszyscy podobnie, jak ja wylądowali w takim miejscu, czy może udało im się stanąć do walki...? Kiedy tak rozmyślałam przyszedł mi do głowy naprawdę głupi pomysł, na który normalny człowiek z tego świata by nie wpadł. Chciałam raz na zawsze zakończyć to wszystko sprawdzając co jest prawdą, a co kłamstwem. Odkładając opaskę na łóżko otworzyłam ogromne okno znajdujące się w moim pokoju wchodząc na parapet. Mimo, że mieszkaliśmy tu tylko we dwójkę to budynek miał cztery piętra. Może to dziwne, ale taka jest prawda. Night jest lekarzem pochodzącym z bogatej, wpływowej rodziny, która dała mu ten dom, kiedy wybierał się na studia. Od paru lat mieszkał tu ze służbą, jednak po śmierci swojej narzeczonej postanowił radzić sobie sam, aż do dnia, w którym mnie przygarnął do siebie. Mój pokój znajdował się na trzecim piętrze, więc mimo wszystko do ziemi było z tego piętra prawie 7-8 metrów, gdy byłam jeszcze kunoichi taka wysokość nie stanowiła dla mnie wyzwania, dlatego teraz przekonam się, czy nią jeszcze jestem, czy też nie. Jeśli uda mi się wylądować bez większych problemów na ziemi już nigdy nie zawaham się przyznać, że nią jestem, a jeśli nie uda mi się i jakimś cudem przeżyje to już na zawsze odrzucę tamten świat w niepamięć. Stojąc na parapecie moje nogi się trzęsły, mimo wszystko wciąż odczuwałam strach przed skokiem, ale zdawałam sobie sprawę, że teraz nie czas na trzęsienie portkami. Kiedy już miałam skakać usłyszałam krzyk Night'a dochodzący za drzwi. 
 - Sakura jakiś kolega z klasy przyszedł do Ciebie! - to mnie zdziwiło. Przecież odkąd zapisano mnie do liceum mało co rozmawiałam z rówieśnikami, a co dopiero mówić o spotkaniach. Zrezygnowana zeszłam z parapetu zamykając za sobą okno. Z jednej strony cieszyłam się, że nie skoczyłam, zaś z drugiej zarzucałam sobie tchórzostwo. - Sakura jesteś tam? - pukał do drzwi, które po chwili otworzyłam.
 - Już idę. - odpowiedziałam mijając brata, który został w tyle. Szłam w stronę salonu, gdzie zazwyczaj przyjmujemy gości. Byłam trochę podenerwowana, ponieważ nie wiedziałam kogo mam się spodziewać. O ile pamiętam parę kolegów i koleżanek z klasy próbowało ze mną rozmawiać, jednak dla mnie zadawanie się z tymi ludźmi było dziwne, więc odpuszczałam sobie. Kiedy przekroczyłam próg salonu zobaczyłam bruneta, którego chciałam jeszcze dziś zapomnieć popijającego herbatę siedząc na sofie. Zatrzymałam się niedaleko sofy uważnie go ilustrując, kiedy zobaczyłam jak gestem ręki wskazuje, żebym usiadła. Tak też zrobiłam. Teraz byłam naprawdę zdezorientowana. Po co on tu przyszedł? Zadawałam sobie pytanie, gdy on odstawiał filiżankę na szklany stół. 
 - Sakura... - usłyszałam jego głos, który powodował, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. - Nie sądziłem, że cię tu znajdę... - kiedy miałam już coś odpowiedzieć do salonu wszedł lekko podenerwowany brat wtrącając się do naszej rozmowy przy tym siadając na pobliskim fotelu. 
 - Nie wiedziałem, że wasze relacje są tak bliskie Mikage. 
 - To nie tak jak myślisz Night. - odpowiedziałam szybko za Sasuke, który uważnie mi się przypatrywał. 
 - A jak? Rzadko się zdarza, że nowo poznani ludzie zwracają się do siebie po imieniu. Czy to przez niego dzisiaj byłaś tak podenerwowana Sakura? - zapytał na co spuściłam głowę na dół. Trafił w samo sedno sprawy, jak ja mu teraz to wytłumaczę? 
 - Nie sądzę, by ona musiała się panu tłumaczyć. - wtrącił Mikage widząc moje zakłopotanie.
 - Może i masz rację młody człowieku, ale Sakura jest przede wszystkim moją młodszą siostrą. Nie mogę pozwolić żeby ktoś z twojego rodu zbytnio się do niej zbliżył. 
 - Moja rodzina nie ma tu nic do rzeczy, a z tego co wiem Sakura nie jest twoją rodzoną siostrą.
 - Skąd ty to...? - pytał patrząc wściekłym wzrokiem na Sasuke, który najwyraźniej trafił w czuły punkt. Night bardzo nie lubił, gdy wspominałam mu na samym początku naszej znajomości, że nie jestem jego rodzoną siostrą. Zawsze robił wszystko bym czuła się jak prawdziwy członek rodziny, mimo braku poparcia ze strony jego rodziców.
 - To chyba nie istotne. Przyjechałem tu tylko ze względu na Sakurę, ponieważ chcę z nią poważnie porozmawiać. Rozumiem, że się o nią martwisz, ale czy mógłbyś zostawić nas na parę minut samych? Mamy ważne sprawy do omówienia. Obiecuję, że nie zrobię jej krzywdy. - przysiągł przykładając dłoń do serca na co mój brat głośno westchnął przy tym opuszczając pomieszczenie. 
 - Trzymam Cie za słowo. - dodał na odchodne zostawiając nas samych.
 - Sakura ty jesteś tą, którą znam, prawda? - zapytał patrząc uważnie w moje oczy. To spojrzenie biło w tym momencie tylko jednym uczuciem, którym była samotność. Wiem przez co musiał przejść. Spowity samotnością podobnie, jak ja był zmuszony do zaakceptowania tego odmiennego świata. Zemsta za którą gonił przestała mieć sens, ponieważ osoby, na których chciał tak bardzo się zemścić za śmierć Itachi'ego tutaj nawet nie istniały. Zagubiony, wzięty za wariata, bez możliwości korzystania z jutsu, kekkei-genkai, czy chakry musiał sobie poradzić nie ważne jakimi sposobami, nawet jeśli oznaczało to zaakceptowanie tego miejsca i tutejszych ludzi. To naprawdę przykre...  Na jego pytanie odpowiedziałam przytakując głową. W tym momencie w moich oczach krążyły łzy, jednak wiedziałam, że nie mogę płakać. Teraz, jak już wiem, że nie jestem z tym sama muszę pokazać swoją siłę i brnąć dalej przed siebie.
 - Nie wiedziałam...- zaczęłam próbując hamować łzy, które i tak spływały po policzkach rozbijając się o dywan. - Nie wiedziałam... - powtórzyłam próbując się wysłowić - Nie wiedziałam co miałam zrobić, kiedy dziś Cię zobaczyłam w klasie... Dlaczego... Dlaczego nie zamieniłeś dziś ze mną nawet jednego słowa podczas lekcji? - zakryłam dłońmi twarz czując, jak coraz więcej łez spływa po policzkach. - Wiem, że uważasz Konohe za wroga, ale tutaj to nie ma znaczenia... Ponieważ tutaj ona nie istnieje! - wykrzyczałam po raz pierwszy zanosząc się płaczem jak małe dziecko. 

Kiedy zobaczyłem, jak Sakura zanosi się płaczem zdałem sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłem zostawiając ją w szkole samą. Przez chwile siedziałem nie wiedząc co zrobić, by się uspokoiła. Jeśli ten gościu ją usłyszy to będzie po ptakach, muszę coś zrobić, by przestała płakać. Po części rozumiem co czuła w tej klasie, ale nadal nie rozumiem, jak się znalazła w tym samym świecie co ja? To pytanie muszę zostawić na później, mimo wszystko ciesze się, że jest tu ktoś jeszcze kto rozumie moją sytuację. Być może z jej pomocą uda nam się wydostać się z tego dziwnego świata. Powoli zbliżyłem się do różowo-włosej lekko ją obejmując. Szczerze? Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek to zrobię, a tym bardziej nie sądziłem, że po tych wszystkich przykrościach jakie jej sprawiłem ona odwzajemni ten gest. Wtuliła się we mnie jak małe dziecko swoją buzię chowając między moimi ramionami. Czułem zapach jej włosów, który utożsamiał się z wiśnią. Pierwszy raz czułem od kogoś taki ładny zapach. Może to dlatego, że nigdy w swoich ramionach nie trzymałem dziewczyny? To też możliwe. Lekko kołysałem dziewczynę, aż jej płacz stawał się coraz cichszy, kiedy całkowicie ucichł Sakura otarła łzy odrywając się jak poparzona od mojego ciała. 
 - Przepraszam. - powiedziała odsuwając się na bezpieczną odległość, kiedy ja wydawałem się z pewnością dezorientowany. Byłem trochę zaskoczony, że Sakura z własnej woli obezwładniła się z moich ramion. W końcu to ona jako dziecko za mną biegała krzycząc przesłodzonym głosem "Sasuke-kun" od czego robiło mi się niedobrze. Teraz nawet patrząc na mnie się nie zarumieni, czyżby aż tak się zmieniła? 
 - Lepiej się już czujesz? - zapytałem na co ona pokiwała twierdząco głową. - To dobrze. Nie chcę mieć do czynienia z twoim bratem, któremu obiecałem, że Cię nie skrzywdzę. Już sobie wyobrażam jego reakcję na twój płacz. 
 - To prawda. Night jest trochę nadopiekuńczym bratem, ale jestem mu za to wdzięczna. W końcu to on mi pomógł, kiedy tego potrzebowałam i przygarnął do swojego domu. - delikatnie uśmiechnęła się wspominając przyszywanego brata. 
 - Nie powinnaś zbytnio przywiązywać się do ludzi z tego świata. W przyszłości może uda nam się wrócić do naszego, a wtedy będziesz zmuszona go opuścić nawet jeśli będziesz do niego przywiązana.
 - Masz racje, jednak póki co musimy zachowywać się tak jak tutejsi ludzie, w przeciwnym razie możemy znaleźć się w psychiatryku.
 - Fakt. Tym światem rządzą naprawdę dziwne reguły. Nie ważne jak bardzo nie chcemy ich przestrzegać... tutaj nie mamy innego wyboru i musimy to robić. 
 - Nie sądziłam, że tak uciążliwe będzie życie bez niebezpiecznych misji, chakry i jutsu.
 - Ja też... Zrobiłbym wszystko bym tylko mógł wrócić z powrotem... - przez parę sekund panowała cisza. Rozmyślałem o moim starym życiu, kiedy Sakura siedząc na kanapie włączyła telewizor, który przykuł moją uwagę. Akurat zaczynały się wiadomości, które odkąd tu przybyłem lubiłem oglądać. Jak zwykle w wiadomościach pokazywali wszelkie niusy, ale tym razem jedna z informacji zaskoczyła mnie i Sakurę tak, że prawie obydwoje spadliśmy z sofy. Na ekranie telewizyjnym pokazywano dziedziczkę ogromnego majątku rodziny Kanji, którą ku naszemu zdziwieniu była biało-oka Hinata z rodu Hyuuga, ale co ona tam robiła? Gołym okiem widać było, że zżerał ją stres. Na dodatek rodzina Kanji choć wywodziła się z Japonii to mieszkała na drugim końcu świata w Szwecji, gdzie często temperatura spada poniżej zera. Teraz to już chyba nic mnie nie zdziwi. Widziałem minę Sakury, gdy zobaczyła Hinatę w telewizji. Z jednej strony się cieszę, że jest nas więcej, ale z drugiej to zaczyna robic się uciążliwe, bo niby jak my mamy ją znaleźć?

No i rozdział jest, mam nadzieję, że się choć trochę podobał ^^
                                       

2 komentarze:

  1. extra.. a wiesz, że kiedyś myślałam o tym? miałam taki sam pomysł hehe
    Yuka-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślałam nad tym długo, aż zdecydowałam się zrealizować ten pomysł. W końcu to coś według mnie oryginalnego, ponieważ jeszcze nie spotkałam się z blogiem, gdzie autorki i autorzy łączą te dwa światy, jakim jest świat shinobi z samego anime, jak i nasz rzeczywisty. Mam nadzieję, że wielu osobom przypadnie ten blog do gustu i nie spotkam się z wieloma krytykami ^^

      Usuń